Clary
Przez ostatnie kilka dni zarówno w instytucie, jak i w moim życiu panował spokój. Powoli zaczynałam się nudzić, bo mój ukochany na nic mi nie pozwalał. Uważał, że powinnam przez najbliższy czas opiekować się tylko dzieckiem. Nie jestem pewna czym to było spowodowane, jednak coś mi w tym nie pasowało. Może obawiał się mojego wpływu na pracę instytutu. W końcu przez ostatni rok przebywałam pod czujnym okiem mojego ojca. Swoją drogą odwiedziłam go ostatnio. Ciężko było mi iść do miasta kości jednak to zrobiłam, musiałam to zrobić. Kocham ojca i nic na to nie poradzę. Kiedy zobaczyłam go moje serce pękło. Wyglądał jak nie on. Prawdopodobnie nikt nie przypomina siebi,e po kilku tygodniach w mieście kości.
Nasza rozmowa była bardzo krótka, ale rzeczowa. W skrócie ojciec kazał mi nie ufać nikomu. Uważał, że demonica może wtopić się w tłum. Czyli być bliżej mnie, niż tego bym się spodziewała. Przyjęłam jego rady z lekkim dystansem, bowiem wierzyłam, że jestem bezpieczna. Nie chciałam nawet myśleć, że mogło być inaczej. Wracając do tematu nie tylko Jace mi nie ufa. Za każdym razem kiedy przechodzę przez korytarz czuję na sobie wzrok. Niby nikt nie patrzy, ale jednak. To wszystko jest dla mnie dziwne, jednak daję sobie jakoś z tym radę. Muszę odbudować zaufanie ludzi nie tylko dla siebie, ale też i dla mojej córki. Moje maleństwo nie zasługuje, na taki sam los jaki miałam ja. Siedziałam właśnie w ogrodzie i spoglądałam na niebo. Na dworze powoli piękne lato zaczynało się zmieniać w równie malowniczą jesień. Kochałam potem roku która niebawem miała do nas zawitać. Spojrzałam na córeczkę i z uśmiechem na twarzy pogłaskałam jej różowy policzek. Spała i nie przejmowała się niczym. Była dzieckiem i to było jej święte prawo. Po pewnym czasie na dworze zrobiło się troszeczkę chłodno, więc weszłam do środka. Zaniosłam dziecko do jej pokoju. Co dziwne spała nadal. Wzięłam elektroniczną nianię i wyszłam z jej pokoju. Ruszyłam w stronę biblioteki, gdzie miałam w zwyczaju siedzieć i malować. Jednak nie zdążyłam nawet tam wejść, ponieważ z holu było słychać krzyki. Szybko ruszyłam w tamtą stronę. Na miejscu okazało się, że do instytutu jakimś cudem zdołali wejść eksperymenty mojego ojca. Jak już mówiłam kochałam mojego staruszka mimo wszystko. Widziałam, że on coś kombinował zanim trafił do miasta kości.
Nasza rozmowa była bardzo krótka, ale rzeczowa. W skrócie ojciec kazał mi nie ufać nikomu. Uważał, że demonica może wtopić się w tłum. Czyli być bliżej mnie, niż tego bym się spodziewała. Przyjęłam jego rady z lekkim dystansem, bowiem wierzyłam, że jestem bezpieczna. Nie chciałam nawet myśleć, że mogło być inaczej. Wracając do tematu nie tylko Jace mi nie ufa. Za każdym razem kiedy przechodzę przez korytarz czuję na sobie wzrok. Niby nikt nie patrzy, ale jednak. To wszystko jest dla mnie dziwne, jednak daję sobie jakoś z tym radę. Muszę odbudować zaufanie ludzi nie tylko dla siebie, ale też i dla mojej córki. Moje maleństwo nie zasługuje, na taki sam los jaki miałam ja. Siedziałam właśnie w ogrodzie i spoglądałam na niebo. Na dworze powoli piękne lato zaczynało się zmieniać w równie malowniczą jesień. Kochałam potem roku która niebawem miała do nas zawitać. Spojrzałam na córeczkę i z uśmiechem na twarzy pogłaskałam jej różowy policzek. Spała i nie przejmowała się niczym. Była dzieckiem i to było jej święte prawo. Po pewnym czasie na dworze zrobiło się troszeczkę chłodno, więc weszłam do środka. Zaniosłam dziecko do jej pokoju. Co dziwne spała nadal. Wzięłam elektroniczną nianię i wyszłam z jej pokoju. Ruszyłam w stronę biblioteki, gdzie miałam w zwyczaju siedzieć i malować. Jednak nie zdążyłam nawet tam wejść, ponieważ z holu było słychać krzyki. Szybko ruszyłam w tamtą stronę. Na miejscu okazało się, że do instytutu jakimś cudem zdołali wejść eksperymenty mojego ojca. Jak już mówiłam kochałam mojego staruszka mimo wszystko. Widziałam, że on coś kombinował zanim trafił do miasta kości.
- Clery wracaj do Cassie.- krzyknął Jace, kiedy tylko mnie zobaczył. Jednak ja nie miałam takiego zamiaru.
- To nie czas na kłótnie.- mruknęłam w jego stronę. Wzięłam miecz i ruszyłam na napastnika.
Jace nie mógł nic powiedzieć, ponieważ walka trwała i nie było widać końca. Napierałam na coraz to nowszych napastników. Jednak nie zaczynało ich ubywać, co mnie trochę zastanawiało. Niestety nie miałam czasu na myślenie. W pewnym momencie poczułam ostrze wbijające się w mój lewy bok. Była przygotowana na taki obrót spraw. Zacisnełam usta w wąską linię i mimo wszystko walczyłam. Ból powoli zaczynał przejmować nade mną kontrolę. W pewnym momencie widziałam mroczki przed oczami, jednak uparcie walczyłam. Niestety plama krwi na moim ubraniu nie uszła płazem bacznemu wzrokowi Jace'a. Podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce. Wyrywałam się mu, bo przecież trwała walka.
- Clary spokojnie to już koniec.- mówił niosiąc mnie gdzieś. W tamtym momencie mi byłam wszystkiego świadoma.
- Musimy zwracać.- mówiłam pewnym tonem.- Potrzebują nas!- upierałam się.
- Ciiiiiii już dobrze, już dobrze, już dobrze.- słyszałam powtarzające się na słowa.
Jace
Przez cały dzień siedziałem nad papierami. To była główna wada mojej posady. Zdecydowanie nie mogłem tego dłużej wygrywać, więc na chwilę wyszedłem z gabinetu, aby wyprostować nogi. Spojrzałem przez okno i nie zobaczyłem na zewnątrz moich dziewczyn. Clary razem z Cassie od rana siedziała na dworze. Jednak pogoda trochę się zepsuła, więc nie zdziwiłem się ich nieobecnością. Powolnym krokiem udałem się do holu ponieważ usłyszałem głos jednego z moich nowych podwładnych.
- Co się stało?- zadałem pytanie spoglądając na Adama.
- Jakiś czarownik prosi o wejście na teren instytutu.- oznajmił.
- Czemu prosi, przecież mogą wejść bez oficjalnego pozwolenia.- powiedziałem.
- Też mnie to zastanawia.- wzruszył ramionami. - Pozwolić mu wejść?- zapytał.
- Tak, pora sprawdzić o co chodzi.
Nikt nie spodziewał się tego co się stało, kiedy drzwi od instytutu się otworzyły. Zamiast czarownika, do środka weszła banda sam nie wiem czego. Wiele osób zaczęło się schodzić, aby pomóc w walce, która nie wydawała się łatwa. Kiedy pojawiła się Clary od razu kazałem jej wracać do Cassie jednak ona nie chciała mnie słuchać. Ja również nie miałem czasu na kłótnie. Po kilku minutach walka dobiegała końca. Zbiłem ostatniego z nich i poszukałem wzrokiem Clary. Dziewczyna usilnie walczyła z jednym z nich. To coś musiało być od dawna martw, ponieważ jego cało było zmasakrowane. Jednak moja dziewczyna chyba nie zdawała sobie z tego sprawy. Na do datek z jej boku sączyła się w krew. Szybko podszedłem do niej i wzięłem ją na ręce. Pomimo jej protestów zaniosłem ją do sali chorych. Tam ją przebadali, a po wszystkim przekazali mi bardzo złe wieści. W mieczu nie było żadnej trucizny. To jej umysł ją oszukiwał. Coś było z nią nie tak. Cały czas siedziałem przy niej. Rankiem następnego dnia otworzyła oczy. Oczy której nie należały do niej. Oczy demona...
****************************
Tak zdecydowanie mi się nudzi. Komentujesz, motywuje. Mam pytanie, czy mój styl pisania jest lepszy czy gorszy od tego przed długą przerwą?
Tak zdecydowanie mi się nudzi. Komentujesz, motywuje. Mam pytanie, czy mój styl pisania jest lepszy czy gorszy od tego przed długą przerwą?