Clary
Siedziałam w mojej sypialni. Wpatrywałam się z wielką miłością w moją córeczkę, która łapczywie ssała moją pierś. Cassie miała tylko pięć tygodni. Była maleńka i strasznie leciutka. Wpatrywała się we mnie swoimi złotymi oczami, identycznymi jakie miał jej ojciec. Na szczęście podobieństwo na tym się kończyło. Delikatne rysy twarzy miała po mnie, posiadała również rudą czuprynkę. Może troszeczkę przesadziłam z tą czuprynką, ponieważ moja córeczka nie miała jeszcze zbyt wielu włosów. Kiedy skończyłam ją karmić, zapięłam bluzkę i położyłam dziewczynkę na moim ramieniu, aby jej się odbiło. Po pół godziny, dalej delikatne klepałam ją po pleckach, ale nic to nie dawało. Mała już prawie zasypiała, więc dodatkowo ją zdenerwowałam. Po kilku minutach dalej nic się nie działo, no może po za tym, że moja córka wydawała z siebie dźwięki niezadowolenia. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Powiedziałam proszę i do sypialni wszedł mój ojciec.
- Jak się mają moje dziewczyny- powiedział podchodząc do mnie.
Pocałował mnie w czoło. Tak wiem, że to dziwne u niego, ale jak już mówiłam zmienił się. Popatrzył z uwielbieniem na wnuczkę.
- Żyjemy, ale ta mała istotka jest bardzo uparta.
- A co takiego robi?- zapytał robiąc głupie miny do Cassie.
- Nie rozumie, że nie może iść spać, puki jej się nie odbije.- wyjaśniłam.
- To może ja spróbuje.- powiedział wyciągając ręce po dziecko.
- Najpierw weź pieluchę.-
ostrzegłam.
ostrzegłam.
- Po co, bez głupiej tetry damy sobie radę. Prawda.- mówił biorąc ode mnie dziewczynkę.
Ułożył sobie dziecko i zaczął spacerować z nim po pokoju. Ja natomiast usiadłam na fotelu, wzięłam gazetę i zaczęłam ją przeglądać. Co chwilę zerkałam na spacerującego ojca. Po dziesięciu minutach, zawołał mnie.
- Clary skarbie podejdzie tu i weź małą, bo ja muszę się przebrać.
Podeszłam do niego, wzięłam swoją córkę i po prostu zaczęłam się śmiać. Wielki Valentine Morgenstern, miał na koszuli dziecięce wymiociny.
- No a nie mówiłam, trzeba było wziąć pieluch.
- Następnym razem będę słuchał.- powiedział i jak najszybciej wyszedł, aby zmienić ubranie.
Ja natomiast przewinęłam dziecko i położyłam je spać. Sypialnia małej była połączona drzwiami z moją, więc zostawiłam drzwi otwarte u zaczęłam z powrotem przeglądać gazetę. Właściwie był to katalog, z ubrankami dla dzieci. Nigdy nie pomyślałam bym, że polubię zakupy, ale ta mała kruszynka wiele zmieniła. Po jakiejś rodzinie przyszła do mnie moja nowa przyjaciółka Anna. Oznajmiła, że ojciec chcę żebym przyszła do jego gabinetu, a ona zajmie się małą. Już parokrotnie ją z nią zostawiłam, bo w pełni jej ufałam, a po za tym dziewczyny przepadły za sobą. Ostatni raz rzuciłam okiem na dziewczynkę i wyszłam. Przemierzałam znane korytarze, zastanawiając się co mogło się stać. Mój ojciec zwykle nie wysyła nikogo po mnie, tylko sam przychodzi. Kiedy dotarłam do pomieszczenia, zastałam w nim cały krąg. Zdziwiona podeszłam do ojca i zajęła miejsce po jego prawej stronie.
- Co się dzieję?- zapytałam zerkając na wszystkich.
- Wyruszamy na misję.
- Jaką i gdzie?
- Pandemonium, ktoś ma podobno informacje gdzie znajduję się nasza siedziba i chce je sprzedać.- oznajmił.
- Idę z wami.- oznajmiła.
- Clary nie jestem pewny czy to dobry pomysł.- zaczął i po chwili wahania powiedział. - Nocni Łowcy tam będą, i nie będziemy mieli wyboru. Będą musieli zginąć, a po za tym urodziłaś niedawno.
- I tak chcę iść.
- Zostawisz Cassie na kilka godzin.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. -powiedziałam choć nie byłam tego taka pewna.
- Dobrze, niech ci będzie, otworzysz portal o ósmej.- zgodził się.
- Dziękuję.- powiedziałam, dałam mu buziaka w policzek i szybko powiedziałam do pokoju.
Kiedy już tam dotarłam, poprosiłam, Ann żeby później też się zajęła małą. Dziewczyna zgodziła się. Ustaliłyśmy, że przyjedzie do mnie za piętnaście ósma. Kiedy wyszła od razu wzięłam elektroniczną nianię i ruszyłam do mojej wielkiej garderoby. Urządzenie było mi potrzebne, ponieważ pokój był zaczarowany, znajdowała się w nim garderoba, zbrojownia oraz moja własna sala treningowa. Za nią dziękowałam Bogu, dzięki niej już udało mi się zrzucić wszystkie zbędne kilogramy. Z garderoby wyciągnęłam odpowiedni strój. Czyli czarną rozkloszowaną spódnice, czerwoną bluzkę i czółenka. Włosy spięłam w japońskiego koka. Użyłam specjalnych pałeczek które po wyciągnięciu zamieniają się w sztylety. Do zaczarowanej torebki wrzuciłam broń. Kiedy byłam gotowa usłyszała kwilenie mojego maleństwa, szybko powiedziałam do niej. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam ją kołysać. Jej małe usteczka drżały, najwidoczniej coś złego jej się przyśniło. Pomyślałam, że to nie sprawiedliwe, bo co niby zrobiło to dziecko, żeby dręczy ją koszmary. Uspokoiła się po kilku minutach. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest dopiero trzecia. Przez pozostały czas bawiłam się z córeczką, patrzyłam jak śpi. Obudziłam ją w dwadzieścia pięć po siódmej, w celu nakarmienia jej. Tym razem od razu odbiło się jej. Za piętnaście ósma przyszła Ann, ucałowania małą główkę dziewczynki i ruszyłam do holu. Kiedy dotarłam otworzyłam portal i wszyscy przez niego przeszliśmy. Znaleźliśmy się przed klubem, podzieliliśmy się na cztery pięcio osobowe grupy. Każda grupa wchodziła do klubu w odstępie pięciu minut. Kiedy wszyscy byli na miejsce ruszyliśmy na zwiady. W końcu natrafiłam na pomieszczenie w którym znajdował się czarownik i kilku nocnych łowców. Dałam znać ojcu, że znalazłam. Już po chwili zaczął się atak na nich, gdy postacie w kapturach odwróciły się zabrałam. Były to dobrze znane mi osoby, a mianowicie Jace, Alec, Izzy, Luck, oraz moja matka, oraz kilku innych których nie znałam. Emocje szybko mną zawładnęły. Lecz nie miłość, czy radość, tylko nienawiść i gniew. Rzuciłam się w wir walki, zapominając o wszystkim. Po pewnym czasie czyjeś ręce znalazły się na moich ramionach.
- Clary.- wyszeptał Jace.
- Zostaw mnie. -ostrzegłam.
- Clary, on zrobił ci pranie mózgu musisz wrócić z nami do domu.-powiedział.
- Puść minie, bo...-zaczęłam jednak on mi przerwał.
- Bo niby co Clary, zabijesz mnie?
- Nie, jeszcze nie.-oznajmiła i dźgnęłam go sztyletem w rękę.
Natychmiast upadł, ponieważ w mieczu znajdowała się trucizna, która uśpi go na kilka godzin. Zobaczyłam, ze członkowie kręgu poradzili sobie ze wszystkim. Co ciekawe nie zabili nikogo oprócz czarownika. Użyli tych samych ostrzy co ja. Nie czekając na wszystkich, wyszłam z klubu, otworzyłam bramę i znalazłam się w domu. Kiedy zobaczyłam znajome ściany, oparłam głowę o jedną z nich. To było dla mnie za dużo. Ojciec miał racje nie powinnam była wychodzić. Członkowie kręgu zaczęli się pojawiać. Ostatni wrócił ojciec. Nie był sam trzymał na rękach Izzy. Od razu się na niego wydarłam.
- Po cholerę porwałeś Izzy.
- Dla zabawy. Poza tym panna Lightwood będzie naszym gościem, a w zasadzie twoim.
- Jesteś niepoprawny.
- Clary nie przesadzaj.
- Zawsze musisz coś narobić?-zapytałam.
- Chyba tak, to gdzie ją zanieść?
- Do sypialni naprzeciwko mojej.- powiedziałam zrezygnowana.
Super!!! Czekam na next.
OdpowiedzUsuńCudo czekam na next ❤ Co ile będziesz wstawiala rozdziały ?
OdpowiedzUsuńPostaram się dodawać przynajmniej raz w tygodniu. Jak się uda to częściej. Bardzo się cieszę, że się podoba. :-)
Usuń