wtorek, 2 maja 2017

Rozdział 8 Nowy Dom

Clary

Minęły dwa tygodnie od tamtych chwil, pełnych wrażeń. Postanowiłam zostawić to wszystko, jak na razie za sobą. Demonica nie była w stanie nas namierzyć, a teraz moje życie nie mogło opierać się na strachu. Miałam przecież moją maleńką córeczkę, miałam Jace'a i przyjaciół. Moje życie w końcu wkraczało na odpowiedni tor. Przez ten ostatni czas sporo rzeczy, również się wyjaśniło, albo ja je wyjaśniałam. Sprostowałam sprawy z moją rodzicielką co w cale mi było takie proste. Matka kiedy w końcu mnie zobaczyła, musiała sobie pogadać. Z jednej strony rozumiem ją doskonale, w końcu sama mam teraz dziecko. Jednak z drugiej nie powinna była mi robić wyrzutów. To co się stało, niestety się już nie odstanie. Nic na to nie poradzimy. Ale dość o mojej matce, przejdźmy do najważniejszego. Po kilku dniach pakowania wreszcie przeprowadzamy się do Londyńskiego instytutu. Moje zdziwienie było ogromne, kiedy mój ukochany powiedział mi, że jest jego głową. Jace zawsze trzymał się Nowego Jorku myślałam, że żadna siła go z niego nie wyciągnie. Jednak tak się stało i moim zdanie ta zmiana wyjdzie nam na dobre. W Londynie zaczniemy od nowa, bez zbędnego bagażu przeszłości. Ważną kwestią jest to, że nie będzie tam mojej matki. Kocham ją, ale gdyby mnie kontrolowała to bym nie była oazą spokoju. Weszłam właśnie do starego pokoju mojego dziecka. Musiałam przecież znaleźć Panią kaczuszkę, którą Jace tam z pewnością schował. Chłopak w dalszym ciągu nie może pogodzić się z tym "czymś". Niestety Cassie kocha tego pluszaka, a ja jako dobra matka nie zabiorę jej pierwszej pluszowej miłości. Poszukiwania okazały się dość długie, a miejsce w którymś była zabawka, bardzo dziwne. Nie wiem czy ktoś normalny schowałby zabawkę swojego dziecka do wnętrza ogromnej starej książki. Mój chłopak jednak tak zrobił i tylko cudem udało mi się zlokalizować kaczkę. Następnie udałam się do mojej sypialni, podeszłam do łóżka, na którym leżała mała dziewczynka. Podniosłam ja i przytuliłam do siebie.

- Witaj moja kruszynko.- powiedziała, jednocześnie całując ją w czułko. - Gotowa do drogi?- zadałam pytanie, a ona pisnęła.

Z małą na rękach spakowałam jeszcze kilka rzeczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, aby upewnić się, że o niczym nie zapomniałam. Po kilku minutach wzięłam torbę i otworzyłam portal, przez który przeszłam. Tak byłam sama w posiadłości mojego ojca. Chciałam zostać sama, musiałam należycie pożegnać się z tamtym miejscem. Z nim wiązały się wszystkie pierwsze chwilę z moim dzieckiem. Tam dowiedziałam się, że na prawdę noszę dziecko pod sercem. Tam byłam przez cały okres ciąży, a przede wszystkim tam Cassie się urodziła. Westchnęłam widząc salon w instytucie. Nigdy wcześniej nia miałam okazji tam być, więc było to dla min zupełnie obce miejsce, które zarazem miało stać się moim nowym domem. Poczułam, że silne ramiona przytulają mnie od tyłu.

- Nie mogłaś na mnie zaczekać?- zapytał mój przyszły małżonek. Tak ja i Jace ponownie postanowiliśmy się pobrać. Tym razem ślub na prawdę miał się odbyć i to całkiem niedługo, bo za dwa miesiące.

- Jace, kochanie wiesz, że chciałam to zrobić sama.- powiedziałam do niego, a on tylko pocałował mnie w czoło.

- Wiesz, że twoja matka jednak postanowiła przyjechać?- zapytał czym sprawiał, że popatrzyłam się na niego wystraszonym spojrzeniem.

- Nie, nie miałam pojęcia. - powiedziałam dając mu dziecko na ręce.- Przecież miała zostać w domu. Rozmawiałam z nią o tym.- zaczęłam gestykulować.- Czy ona na prawdę nie może dać nam chwili wytchnienia?- chodziłam nerwowo po pomieszczeniu. Jace wydawał się jakiś dziwny, więc na niego spojrzałam. Na jego twarzy malował się uśmiech. Widać było, że toczył walkę, aby nie wybuchnąć śmiechem.- Jesteś potworem.- skomentowałam jego zachowanie.

- Ty mogłaś dać dziecku potwora do spania, ja mogę straszyć Cię twoją matką.- wyszczerzył do mnie te swoje idealne ząbki.

- Swoją drogą mój miły, ten potwór jest w torbie. Nie pojedziesz się go tak szybko.- oznajmiłam puszczając mu oczko. Jego mina od razu się zmieniła.

- Na kły wampira, będę próbował dalej....- mruknął i tym razem ja cicho się zaśmiałam.



***



Przez cały dzień poznawałam wnętrza instytutu. Były o wiele starsze niż, te w Nowym Jorku. Jednak miały swój urok i ja jako malarka od razu się w nich zakochałam. Szczegulnie moje serce serce podbiła biblioteka. Pięknie rzeźbione regały z lśniącego drewna, były ustawione z każdej strony pomieszczenia. Stara drabina, która złożyła do sięganie po książki z najwyższych półek. Skórzane kanapy i kominek, to wszystko sprawiało, że to pomieszczenie miało duszę. Kiedy w końcu zobaczyłam, już wszystko udałam się do swojej sypialni, która okazała się pusta. Postanowiłam poszukać Jace'a. Znalazłam mojego ukochanego po kilku minutach. Był z naszą córką w swoim gabinecie. Oparłam się o futrynę drzwi i słuchałam jak Jace czyta naszemu dziecku dziennik swojego przodka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie opowiadał on o usilnych straniach wypedzenia kaczek ze stawu. Kiedy tak stałam i słuchałam o tym widziałam, że na prawdę jestem w domu.


****************************
Po wielu miesiącach od ostatniego rozdziału w końcu się doczekaliście.