piątek, 20 maja 2016

Rozdział 3 - Valentine nie próżnuje.

NEXT 5 KOM.
Jace

Dwa dni temu w Pandemonium widziałem mojego rudowłosego anioła. Pierwszy raz od niemal roku. Sprawdziły się wszystkie moje najgorsze obawy. Jej ojciec  zmanipulował ją. Zrobił jej pieprzone pranie mózgu. Inaczej nie można wytłumaczyć jej zachowania. Teraz to prawdopodobne spotka moją siostrę. Ten bydlak porwał Izzy! Zastanawia mnie tylko dlaczego ona. Cholernie mnie to zastanawia. Mógł porwać każdego z nas, a wybrał ją. Nie poddam się, będę ich szukał, nie spocznę do puki tego nie dokonam. Nigdy się nie poddałem jeśli chodziło o Clary, więc teraz też tego nie zrobię. Mam podwójną motywację.  Wiem do kogo zwrócę się o pomoc nie to, że ja sam sobie nie poradzę, przecież jestem najlepszy. Nie oszukujmy się, wszyscy to wiedzą i niema co zaprzeczać. Dobrze wróćmy do tematu, więc poproszę o pomoc moją ileś tam prapra babkę. Wcześniej tego nie zrobiłem, ponieważ nie mogłem jej wybaczyć, że tak długo ukrywała prawdę kim naprawdę jest dla mnie. Po kilku miesiącach od kiedy ją spotkałem, dostałem od niej lis w którym wyjaśniła mi kim jest dla mnie. Od tamtego czasu z nią nie rozmawiałem. Lecz teraz na prawdę byłem zdesperowany, wszystkie opcje mi się wyczerpały. Z tego wszystkiego wysłałem dziś rano ognistą wiadomość do Tessy Grey. Teraz czekam na nią w gabinecie. Tak moim gabinecie. Co nie chwaliłem się? Cztery miesiące temu zostałem głową instytutu w Londynie. Tak w Londynie, postanowiłem być bardziej tradycyjny. Mój przodek go prowadził, więc i ja też mogę. A poza tym mam stąd, bliżej do rodzinnej posiadłości w Walii. Zacząłem remontować ją, tak i jak tą w Idrisie. Chciałem skończyć je przed ślubem z Clary. W prawdzie obie były już skończone, lecz ślubu nie było. Przez Valentine'a, który miesiąc przed ślubem porwał moją narzeczoną. Spróbuję to wszystko naprawić. Przeglądałem papiery, kiedy drzwi się otworzyły. Weszła przez nie ciemnowłosa dziewczyna. Zajęła miejsce na przeciwko mnie. Przerwałem niezręczną ciszę.
- Dziękuję, że przyszłaś  Tesso.- powiedziałem.
- Nie ma za co Jace, jesteśmy rodziną, a rodzina sobie pomaga.- odpowiedziała.
- Potrzebuję twojej pomocy. -oznajmiłem.
- Co się stało?- zaciekawiła się.
- Valentine porwał Clary i Izzy. Próbowałem wszystkiego, ale nie mam już żadnych pomysłów gdzie mogę dalej szukać.
- Kiedy!? Przecież on nie żyje.
- Prawie rok temu, znów się pojawił i w tedy porwał Clary. Wczorajszego wieczoru byliśmy na spotkaniu z informatorem. Nieoczekiwanie pojawił się, wraz z kręgiem. Znokautowali nas i wtedy zabrał Izzy.- wyjaśniłem.
- Dlaczego nie skontaktowałeś się wcześniej? Przecież wiesz, że od razu bym przyjechała, żeby pomóc.
- Nie wiedziałem!- krzyknąłem .-Myślałem, że dam radę.- powiedziałem kiedy trochę się uspokoiłem.
- Znajdziemy je.- powiedział i ruszyła do wyjścia.
- A ty gdzie?
- Znam niezawodny czar tropiący. - oznajmiła.
- Próbowaliśmy już tego.
- Jace to bardzo stary czar, nikt prawie go nie zna.
- Ale Magnus....
- Nawet on. Są do niego potrzebne nietypowe składniki.
- Powiedz jakie, a je zdobędę.
- Mam coś zdobyć?
- Potrzebna będzie łuska syreny, kieł wampira, a tego mam wiele. - powiedziała, a ja zdębiałem, bo niby skąd miała by to wziąć.
- To czego nie masz? 
- Krwi wilkołaka, ale myślę, że Luck da nam kilka kropel. Będzie również potrzebna twoja krew.- oznajmiła.
- To na co czekamy?
- Na pełnię księżyca.- oznajmiła z wahaniem.
- Żartujesz?!
- Nie, tylko w tedy możemy przeprowadzić rytuał.
- Ale to za dwa tygodnie!
- Wiem.
***

Clary
Minął tydzień od kiedy Izzy jest ze mną. Wiem, że tęskni za domem, ale nie narzeka. Można by powiedzieć, że nadrabiamy stracony czas. Głównie przesiadujemy w ogrodzie, jest już czerwiec, więc zaczyna się robić upalnie. Świetnie się bawimy. Cassie polubiła ciocię Izzy i to z wzajemnością. Moja przyjaciółka na szczęście nie czuje się tu już jak w więzieniu. Staram się trzymać ją z daleka od mojego ojca i od kręgu. Wczoraj wpadłam na genialny pomysł, chciałam zabrać Izzy na zakupy. Mój ojciec mi ufa i kilkukrotnie pozwolił mi już wyjść na miasto. Jednak jedynym zakazem była zasada, "Kiedy wychodzisz możesz przenieść się w dowolne miejsce, oprócz Nowego Jorku", przestrzegałam jej. Kiedy pierwszy raz wyszłam sama, byłam w piątym miesiącu ciąży i miałam kaprys, żeby wrócić do domu. Jednak tego nie zrobiłam, bo myślałam, że im na mnie nie zależy. Teraz wiedziałam, że było inaczej. Lecz nie mogłam bym wrócić do domu, ponieważ teraz mój dom jest tu. Tata miał rację, w mojej duszy jest mrok. Nie mogę temu zaprzeczać, ani z tym walczyć, po prostu taka już jestem i kropka. Zmieniając temat, Izzy strasznie się ucieszyła kiedy powiedział jej o wypadzie na zakupy. Pozwoliłam jej wybrać miejsce i wybrała Londyn. Strasznie się upierała żebyśmy wzięły Cassie ze sobą, lecz się nie zgodziła. Wielogodzinne zakupu jeszcze nie są odpowiednią formą spędzania czasu dla mojego dziecka. Jest po prostu za malutka. Kiedy zegar wybił dziesiątą, przyszła Ann żeby się zająć dzieckiem. Zabrałam torebkę i poszłam po Izzy. Zapukałam i weszłam. Dziewczyna zbierała rzeczy do torebki. Kiedy wszystko wzięła wyszłyśmy z pokoju. Zeszłyśmy  na dół. Postanowiłam otworzyć bramę na dworze. Przeszłyśmy przez nią i wylądowałyśmy w Londynie. Udałyśmy się do centrum handlowego. I zaczęła się mani zakupowa. Miałyśmy plan najpierw zakupy dla nas, później kino, obiad i szukamy czegoś dla małej. Do drugiej szalałyśmy po sklepach. W pół do trzeciej zaczął się seans filmowy. Film trwał do w pół do piątej. Po nim poszłyśmy zjeść coś. Zamówiłam jedzenie i czekałam na Izzy która poszła do toalety. Po piętnastu minutach chciałam iść jej szukać. Bo to nie pierwszy raz dzisiaj, jak gdzieś się zapodziała. Kiedy miałam to zrobić, nagle się pojawiła.
- Utopiłaś się tam czy co? - zapytałam.
- Wiesz jaka tam była kolejka, dosłownie jakby tabunowi  kobiet zachciało się nagle do ubikacji.
- Siadaj, już zamówiłam zaraz powinni nam przynieść.- powiedziałam i faktycznie zjawił się kelner.  
Resztę posiłku spędziłyśmy w przemiłej atmosferze.

5 komentarzy: