piątek, 3 czerwca 2016

Rozdział 5 Jestem twoim tatą maleńka.


6 kom next 
Jace 

Po południu zadzwoniła do mnie moja siostra. Powiedziała, że możemy odzyskać Clary. Były na zakupach i miały zostać w Londynie jeszcze przez kilka godzin. Umówiliśmy się, że sprowadzi ją do wyznaczonego miejsca, a ja zorganizuje ludzi. Kiedy wszyscy byli na miejscu, zadzwoniłem ponownie. Umówiliśmy się w konkretnym miejscu. Powiedziała, że będą na miejscu za godzinę. Zebraliśmy się w umówionym miejscu. O wyznaczonej godzinie pojawiły się, były obładowane zakupami. Próbowaliśmy przekonać ją, aby wróciła do domu. Jednak nie dała się przekonać. Nagle zadzwonił jej telefon. Po kilku chwilach zauważyłem, że na jej twarzy maluję się przerażenie. Szybko wybiega z pomieszczenia, a my za nią. Zatrzymała się w jakiejś uliczce, otworzyła bramę. Chciałem ją powstrzymać, ale kiedy ją zobaczyłem wiedziałem, że moje protesty na nic się nie zdadzą. Przeszła przez portal. Podążaliśmy za nią. Znaleźliśmy się przed jakaś posiadłością. Szybko popędziła do środka. Kiedy weszliśmy za nią. Izzy nas poprowadziła. Kiedy znów ją ujrzałem, Valentine nie chciał wpuścić jej do pokoju. Wyglądał inaczej, chyba płakał. Później powiedział coś o cichych braciach. Nie wiem co, ponieważ nie wiedziałem co się dzieje. Później cisi bracia wyślij z pomieszczenia. Zrozumiałem tylko jak brat Enoch mówił Clary, że mu przykro. Następnie Valentine objął ją i w skrócie  kazał jej żyć dalej. Ona się z nim nie zgodziła. Ruszyła do pokoju, wszyscy poszliśmy za nią. Odwróciła się do nas, i przekazała coś Izzy. Ta powiedziała, że ja i Tessa mamy iść za nią. Inni nie byli zadowoleni ale wyszli. Clary otworzyła drzwi i powoli weszła. Kiedy ja również znalazłem się w pokoju, skamieniałem. Znalazłem się w pokoju dziecinnym. Zobaczyłem jak Clary podchodzi do łóżeczka. Powiedziała coś do dziecka i w tedy miałem pewność dlaczego tak się zachowywała. Nie była zła dlatego, że nie przyszedłem po nią tylko dlatego, że nie przyszedłem po nich. Clary urodziła moje dziecko, a teraz ono umierało. Podszedłem do nich i przytuliłem je. Mój aniołek, zaczął mnie przepraszać. To ja powinienem błagać ją o przebaczenie na kolanach. W końcu odezwała Tessa. Dała mi nadzieję, a wszystko będzie dobrze. Szybko wyszła z pokoju, aby po chwili wrócić z Magnusem. Chciała wziąć dziewczynkę od Clary, lecz ta nie chciała się zgodzić. W końcu ją przekonałem i wyszliśmy z pokoju. Na zewnątrz Izzy zapytała się jej  "Co z Cassie". Moja ukochana zaczęła jeszcze bardziej płakać. Przytuliłem ją do siebie. Lecz mogłem teraz myśleć tylko o Cassie, o mojej córce.
***
Dwie godziny później. 
Siedzieliśmy pod tymi cholernymi drzwiami już dwie godziny. Siedzieliśmy w niepewności i smutku. Clary nie była w stanie mówić. Alec nie wiedział co ma powiedzieć. Izzy wolała się nie odzywać, a ja próbowałem się trzymać dla Clary i Cassie. Choć widziałem córkę tylko przez chwilę to zdążyłem ją pokochać całym sercem. Była częścią mnie. Powinienem był wcześniej je odnaleźć, w tedy wszystko było by inaczej. W reszcie drzwi się otworzył. Clary od razu wstała ja razem z nią. Z pomieszczenia wyszedł Magnus.
- Nie smuć się biszkopciku, wszystko będzie dobrze.- powiedział.
- To znaczy?- spytałem.
- Usunęliśmy całą truciznę z krwi. Jest jeszcze słaba, ale nic jej nie będzie.- wyjaśnił.
- Dzięki Bogu! - wykrzyknąłem 
- Mogę iść do niej?- zapytała błagalnie.
- Idź.- powiedział.
- Chcesz iść ze mną?-zapytała mnie.
- Jasne kochanie chodźmy.- powiedziałem.
Weszliśmy do pokoju. Tessa siedziała z dzieckiem na ręku. Clary zabrała od niej maleństwo. Podziękowała jej, a Tessa powiedziała, że zostawi nas samych. Clary usiadła z dzieckiem na łóżku, wycałowała maleńkie ciałko, a później przytuliła dziewczynkę do piersi. Przypatrywałem się im. Spojrzała na mnie.
- Dlaczego do nas nie pojedziesz?-zapytała.
- Już idę.- powiedziałem i podszedłem do nich.
Usiadłem na łóżku.
- Chcesz wziąć ją na ręce?- zapytała.
Wyciągnąłem ręce, a ona ułożyłam mi w nich moją córkę. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Ja popatrzyłem na moją dziewczynkę. Cassie, uśmiechnęła się do mnie. Jej złote oczy spojrzały na mnie. Wiedziałem, że przepadłem. W moim sercu, były teraz tylko moje dziewczyny. Mała zacisnęła rączkę na moim palcu, tak jakby chciała się przywitać, więc postanowiłem się jej przestawić.
- Witaj Cassie. Jestem twoim tatą malutka. Obiecuję, że nigdy cię nie zostawię, zawsze będę cię chronić. Stworzymy szczęśliwą rodzinę ja, ty i mamusia jeśli ona tylko chcę?- to ostatnie skierowałem do jej mamy.
- Jasne, że cię chcę, głuptasie.- powiedział i spuściła głowę.
- Hej kotku co się dzieje?-zapytałem.
- Byłam okropna.
- To nie prawda, to ja zawiniłem.
- Jace nie...- zaczęła, lecz nie skończyła ponieważ pracowałem ją.
Nie odepchnęła mnie, więc zacząłem całować ją coraz mocniej. Było naprawdę fajnie, aż nasza córka nie zaczęła się wiercić. Oderwaliśmy się od siebie. Popatrzyliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać.
- Jest głodna.- stwierdziła Clary.
- Mam iść po butelkę, czy coś w tym stylu.- zaoferowałem się.
- Nie karmię jej butelką.- oznajmiła.
- To czym?- zapytałem
- Nie udawaj, że nie wiesz.- zaśmiała się.
Nagle mnie oświeciło.
- Mogę popatrzeć? - zapytałem ucieszony.
- A zdołamy cię wygnać?- zapytała.
- Nie raczej nie.- oznajmiłem. 

5 komentarzy: